Marzniemy w marcu – podsumowanie

Oj, nie był to dobry miesiąc. A raczej nie był dobry treningowo, bo w życiu prywatnym nie narzekam. Widać coś za coś. Zaraz po Wrocławskiej 10. dopadła mnie choroba. Paskudna dosyć, bo moją Asię trzyma do dzisiaj. Ja wykaraskałem się po dwóch tygodniach. A potem było dużo formalizmów w życiu prywatnym, załatwianie, jeżdżenie, spotkania… no i na koniec święta. Jakieś to usprawiedliwienie niby jest, ale przejdźmy do konkretów:

w tym miesiącu biegałem… 4 razy. Aż mi głupio jak patrzę na endomondo. Do tego jeden z tych biegów to start na Wrocławskiej. I jeden po krwiodawstwie (oj, tętno 190+ bolało…) W sumie 30km. Marność nad marnościami. Już w najbliższy weekend jednym startem w zawodach przebiję ten wynik.

O pływaniu mogę powiedzieć, że… go nie było ani razu. Nic. Null.

No dobra, to było cokolwiek w tym miesiącu? Tak! Jest coś, co się udało. A nawet są dwie rzeczy. Po pierwsze rower. Na stojaku posiedziałem 10 razy więcej niż w lutym. W dodatku udało mi się pojechać do wrocławia. Coś, co latem jest przyjemnym treningiem tu zrobiło się naprawdę wymagającym sprawdzianem. Jest dobrze, czuję że nawyk kręcenia wrócił i jedyne co mnie teraz hamuje, to pogoda. Dzisiaj MTB idzie na warsztat, mam nadzieję, że zima już nie wróci i nie sypną znowu solą.W sumie około rowerowych kilometrów wyszło w tym miesiącu 300+ (w tym 250 na kolarce). Biorąc pod uwagę chorobę – wynik mnie zadowala.

Do tego wróciłem do robienia pompek. Udaje mi się je robić w miarę regularnie i w dwa tygodnie zrobiłem ich 330. Przyjąłem założenie że będzie to jedna seria dziennie, w endomondo dla uproszczenia zapisuję każe 10 pompek jako jedną minutę treningu. Co ciekawe, obecnie 60 podniesień robię w miarę bez problemu, a na jesień była to dla mnie granica nie do przeskoczenia. Niby nie zastąpi mi to pływania, ale powiedzmy, że to jakieś usprawiedliwienie dla basenu.

 

Nie wiem jak na was, ale na mnie ta zima działa demotywująco. Odechciewa się człowiekowi jakiejkolwiek aktywności. Koniec końców wychodzi, że jestem zmarźlak. W niedzielę biegnę maraton w Dębnie. Miałem w planach biec w szortach i bezrękawniku, ale już widzę, że to będzie niewykonalne. Pozostaje nadzieja, że Kraków będzie już „normalny”…

7 komentarzy Dodaj swoje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *