Anna co biega bliżej nieba

Biega od 6 lat, dosłownie. Dokładnie 1 lutego 2016 roku pokonała swoje pierwsze 3 kilometry biegiem. Od tego momentu przebiegła wiele tysięcy kilometrów, trenując i startując w coraz to dłuższych zawodach. Mówi, że odkryła, że kocha daleko i wolno… koniecznie jedząc placki. Anna Dołęga, laureatka drugiego miejsca w konkursie Ultra Cel 2021, w krótkim wywiadzie odkrywa karty swojego zgłoszonego projektu, opowiada o swojej pasji biegowej i tajemniczych plackach mocy.

Fot. Jan Haręza Ultra Janosik 2019 r.

IROMAN.pl – Przede wszystkim cieszy nas niezmiernie, że wzięłaś udział w konkursie Ultra cel. Twój projekt zwrócił uwagę Jurorów, nie tylko ze względu na wymagający cel obiegnięcia województwa podlaskiego, ale także z uwagi na sposób opisu, który był bardzo malowniczy i przenosił czytelnika w miejsca, do których chcesz zabrać, zaprosić, które chcesz nagłośnić poprzez swój bieg.

Ania Dołęga: Do gór mamy daleko, do morza daleko, w sumie to wszędzie mamy daleko z województwa podlaskiego a na dodatek wiele osób z Polski nawet nie wie, gdzie jest Białystok. I My Mieszkańcy naszego regionu chcemy by nasze województwo zauważono na mapie Polski. Bo jest nam po prostu, po ludzku smutno, że tak wiele osób nie wie, gdzie jest Białystok. Mylą nas z Mazurami, ale my nie jesteśmy Mazurami. Mamy swoją odrębność. Tu spotyka się wiele kultur i religii. Mamy dużo ciekawych miejsc, które potrafią pozytywnie zaskoczyć i warte są choćby jednodniowej wycieczki.
Mamy też świetną kuchnię regionalną ze smacznymi kartaczami na czele, pyszną babką ziemniaczaną czy sękaczem, który kojarzy się z Suwalszczyzną, ale jest również przysmakiem podlaskim.

Konkurs Ultra Cel postrzegam jako szansę na zaprezentowanie w unikalny sposób naszego województwa. Chcę zaprosić jak najszersze grono ludzi do zwiedzania ze mną województwa podlaskiego z różnych stron podczas mojego biegu. Zaproszę Was na wycieczkę do krainy otwartych okiennic i do puszczy Białowieskie. Nie obiecuję, że spotkamy Żubra. Chociaż raz na pięć lat raz udało mi się go spotkać podczas biegania. Mimo, że ja jestem zimnolubna, to Was zaproszę na tę wyprawę w lecie lub wczesną jesienią. Latem każde miejsce jest jeszcze bardziej przyjazne. Nie ustaliłam jeszcze daty startu, ale siadam do planowania niedługo. Z uwagi na chwilowe problemy zdrowotne musiałam zwolnić i przez chwilę odpocząć. Przerwa w bieganiu trwa, ale jak tylko lekarz zapali mi zieloną lampkę, wracam do trenowania, do mojej pasji – biegania.

IROMAN.pl: Biegacze mają różne sposoby odżywiania się podczas startów. Wspomniałaś, że najlepiej Ci się biega na plackach ziemniaczanych.

Anna Dołęga: Tak można powiedzieć się biegam na plackach ziemniaczanych (śmiech). Próbowałam na kabanosach i kanapkach z serem, ale okazuje się, że na mnie najlepiej działają placki ziemniaczane. Najlepiej zrobione przeze mnie. Świeże. Znajomi już wiedza, że jak nie mam jak i kiedy przygotować placków przed startem, to muszę znaleźć i kupić placki ziemniaczane, by w pełni być przygotowaną do start.

Gdyby ktoś miał ochotę skorzystać z mojego przepisu na placki ziemniaczane, to podaję poniżej:

Potrzebne produkty: 3 duże ziemniaki, dwa jaja, sól, pieprz.

Wybieram największe ziemniaki jakie tylko mogą być, bo to gwarantuje mi, że najtrudniejszy etap – czyli tarkowanie -będzie przyjemnością, a nie trudnym zadaniem. Następnie obieram, myję i przechodzę do rozdrabniania. Wykorzystuję tę stronę tarki, która z reguły służy do tarkowania marchewki. Największe oczka w tarkach.

Ważne! Staram się zawsze dodawać dobre jajko (wiejskie) i sparzone 10 sekund na łyżeczce w gorącej wodzie.

placki ziemniaczane wg przepisu Anny Dołęgi

Dzięki czemu moje ciasto na placki zyskuje zupełnie inną konsystencję, a co za tym również wygląd i smak. Zanim jednak dodam do rozdrobnionych ziemniaków pozostałe składniki: jajka, sól i pieprz, sprawdzam czy nie ma w cieście za dużo wody, jeżeli jest – odlewam ją. Wszystkie produkty dokładnie ze sobą mieszam i smażę na głębokim oleju. Jeżeli mam zamiar zjeść ich od razu, to po usmażeniu układam na papierowy ręcznik, który pochłonie nadmiar tłuszczu. Jeżeli mają trafić do biegowego plecaka, to tylko studzę. Te jedzone w domku polecam z kiszonym ogórkiem lub kapustą SMACZNEGO!!!

IROMAN.pl: Czy tylko te placki wsuwasz na biegu?

Anna Dołęga: Poza plackami korzystam z punktów i tu sięgam po owoce warzywa i ewentualnie kubek zupy czy herbaty. Mam zasadę: jak najmniej czasu spędzać na punktach. Uzupełniam wodę, łapię coś w rękę i lecę. To znaczy potem mogę iść i spokojnie jeść, ale spędzać jak najmniej czasu na punkcie.

IROMAN.pl: Zbliżają się Twoje urodziny, ale szybciej, bo już 1 lutego, będzie szósta rocznica Twojego pierwszego biegania.

Anna Dołęga: Tak, moje bieganie rozpoczęło się dokładnie 1 lutego 2016 roku po pytaniu mojej dorosłej córki: Mamo może byś poszła ze mną na siłkę, bo co tak będziesz siedzieć? Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie lubię siłowni, ale pójdę pobiegać. Jej śmiech słyszę jeszcze dzisiaj. Tak mnie zdenerwowała ironicznym śmiechem, że założyłam buty, leginsy, dresy, nie pamiętam, co ja tam miałam i poszłam biegać. Te pierwsze trzy kilometry chyba będę pamiętać do końca życia. Po pierwsze myślałam, że ich nie przeżyję. Niby ważyłam tyle samo co teraz, ale struktura ciała była inna. Więc w trakcie biegu wydawało mi się, że zaraz będzie trzęsienie ziemi; że kierowcy, którzy tylko zwalniali, bym mogła przebiec bezpiecznie, zaraz będą się zatrzymywać, by udzielić mi pierwszej pomocy. Ale dobiegłam… Wróciłam do domu, zrzuciłam wszystko z siebie i powiedziałam, że na pewno tego nie powtórzę. Ale… następnego dnia chciałam to powtórzyć i tak zaczęłam regularnie biegać. Pomyślałam, że może dzięki temu uda mi się schudnąć. Nie było z moją figurą źle, ale mogłoby być jeszcze lepiej. I tak zaczęłam jakoś sobie „szurać”. Od razu założyłam sobie, że będzie to co drugi dzień. I chyba ta regularność, że wtorek, czwartek i jeden dzień w weekend są na to moje a’la bieganie, spowodowała, że po trzech miesiącach zaczęłam widzieć duże efekty. Niczego nie chciałam przyśpieszać. Słuchałam tylko swojego ciała. Widziałam, że zaczyna mi to sprawiać przyjemność. Zaczęłam dostrzegać poprawę nastroju i zmianę na lepsze mojego ciała.

Małymi kroczkami zaczęłam wydłużać dystanse.

Anna Dołęga Fot. Agnieszka Koziak Biegografia

Przyszedł maj. W Białymstoku przy okazji półmaratonu organizowany jest bieg na 5 km. Zapisałam się, ale najpierw na bieg sto kilometrów do Białegostoku i nie na pięć, ale na bieg dwukrotnie dłuższy. Tak bardzo bałam się tego pierwszego startu, w sumie to myślałam, że jak mi coś nie pójdzie podczas tego startu, to będzie przypał, ale jak pojadę tam, dalej, gdzie nikt mnie nie zna, to jak coś pójdzie nie tak, to nic nie powiem. Ale dobiegłam. Wróciłam do Białegostoku i wystartowałam na tę wspomnianą piątkę. Bardzo spodobała mi się atmosfera. Zakochałam się w tych całych emocjach zawodów, które mnie napędzały. I stwierdziłam, skoro tam przebiegłam dziesięć, tu pięć, to chcę więcej. I w czerwcu stanęłam na półmaratonu Korycinie, w którym nagrodą jest krowa, a tak dokładnie to równowartość takiej krowy. Nie wiem jak oni wyliczają tę nagrodę, ale fakt faktem, że krowa przyozdobiona w kokardę stała na polu przez cały półmaraton przykuwała uwagę i motywowała ludzi do biegu.

Oczywiście wszyscy moi znajomi żartowali, co zrobisz z krową jak wygrasz ten bieg, a ja nawet nie wiedziałam czy go ukończę. Wystartowałam. Dobiegłam. Krowy nie wygrałam, ale tam zadziały się rzeczy magiczne, bo ja już wiedziałam, że chcę biegać. I to jest moja pasja, lek na wszystko.

dla mnie najważniejsze jest, żebym to ja się nie złamała w tym całym bieganiu

ANNA DOŁĘGA

Nie widziałam wielu innych rzeczy. Nie liczyło się ani w czym biegam, ani jak biegam. Liczyło się, że w ogóle to robię. I nadal, nie ma znaczenia czy blisko, czy daleko, czy po płaskim, czy w górach, wciąż sprawia mi to taką samą ogromną radość.

Ludzie mówią trzeba złamać 40 minut na jakimś dystansie, a potem 20 minut a dla mnie najważniejsze jest żebym ja się nie złamała w tym całym bieganiu.

Ja nie przywiązuje wagi do zajętej pozycji na biegu, że nie staję na pudłach. Jak będę miała ochotę stanąć na pudle, to obiecuję, że pójdę do sklepu, wezmę pudło i sobie na nim postoję. Cieszę się oczywiście, że byłam trzecią kobietą na 100 kilometrów podczas Kaliskiej setki. Wszyscy na mnie czekali. Pierwszy biedny zawodnik już się zdążył wyspać i taki pachnący przywitał mnie styraną zupełnie na mecie. Ale nie dałam się wciągnąć w bieganie na czas i by pokonywać dystanse jak najszybciej. Biegając w zgodzie ze sobą czuję, że wszystko mogę.

Anna Dołęga Fot. Magdalena Sedlak

Długo szukałam swojego sposobu na bieganie, w końcu odkryłam, że kocham daleko i wolno. Dlatego między innymi uczestniczę w Koronie Polskich Ultramaratonów. Zaliczyłam już: Ultra Bieg Rzeźnika, Kaliską setkę, ZUK, Maraton Karkonoski. Na kwiecień br. jest zaplanowany Niepokorny Mnich, na czerwiec SGS (jestem na listach startowych). W zeszłym roku zaliczyłam DNF na Biegu Ultra Granią Tatr. Nie do końca wiem czemu zeszłam z trasy. Może trochę za szybko się poddałam, może byłam niedotrenowana, a może to nie był mój dzień. Miałam kiepski początek, wiedziałam, że nie nadrobię już straconego czasu, więc postanowiłam wziąć z Grani tyle ile można: doświadczenie, radość jaką daje pasja, niesamowite widoki i niebo na wyciągnięcie ręki. Po resztę wrócę. Dziś mogę domyślać się, że już wtedy męczyła mnie choroba. Staram się przed każdym ważnym startem robić badania, ale te podstawowe jeszcze długo niczego nie pokazywały…

IROMAN.pl: Czego Ci Aniu teraz życzyć?

Anna Dołęga: Życzcie mi szybkiego powrotu na biegowe trasy, no i zdrowia.

IROMAN.pl: To tego Ci zatem życzymy! Dziękujemy za rozmowę.