<pstryk>
Pierwsza edycja Izerskiej Wyrypy. Zszedłem z trasy, na zawodach ulewa sieje spustoszenie wśród uczestników. Widzę organizatora, młodego chłopaka, który siedzi i ukrywa twarz w rękach. Jedyne co jest w stanie powiedzieć to „Ku**a, ostatni raz organizuję zawody”
<pstryk>
Stoję w środku niczego, na drodze biegnącej przez mokre krzaki. W końcu dotarłem do miejsca, w którym chłopaki zgłaszali problem z brakiem przejazdu. Mi tam te krzaki nie wyglądają aż tak źle… ale czy skoro trafili się uczestnicy, którym uniemożliwiają przejazd, to czy nie znaczy, że powinienem coś z tym zrobić? Organizować ciągnik, czy siedzieć w nocy z sekatorem i piłką? A może jednak zostawić jak jest? Zaczyna padać… skąd ja do cholery wezmę ciągnik?
<pstryk>
Spray. Ciągle spray. W dzień, w nocy, cały czas ten pomarańcz na białym tle… jeszcze jedne wykrzykniki…
<pstryk>
Noc przed zawodami. Rozstawiam trasę w okolicach „Burzy”. Zegarek uparcie twierdzi, że dochodzi trzecia, mimo, że przecież tuż przed trzecią wychodziłem z domu… nie dociera do mnie fakt, że właśnie zmienił się czas na zimowy. Odcinek z krzakami już oznaczony, ciągnik zrobił swoje, resztę dokonał sekator. Jeszcze tylko… wolę nie myśleć ile jeszcze… wieszam kolejną szarfę na drzewie.
<pstryk> Na moich oczach bus prawie rozjeżdża zawodnika. Scena jak z najgorszego horroru. Ostatecznie nikomu nie dzieje się krzywda… jeszcze jest szansa, że nie pójdę siedzieć…
…
Organizacja zwodów to podróż w inną rzeczywistość. To trochę takie ultra, tylko trwające około 3 tygodnie i rozgrywające się na wielu płaszczyznach. Brak snu, stres, zmęczenie… ale nie tylko. To także niesamowite doświadczenie w praktycznie każdej płaszczyźnie życiowej. Kontakty międzyludzkie, logistyka, majsterkowanie, finanse… każdy z tych aspektów jest wystawiany na próbę, często bez krztyny litości. Nikt nigdy do końca nie doceni organizatorów. Chyba, że sam do tych organizatorów dołączy. Nie trzeba od razu jako dyrektor zawodów – dołącz jako wolontariusz na trasie, albo w biurze zawodów. Zobaczysz, że to co widzi zawodnik to tylko skrawek całości.
Oczywiście to nie jest tak, że taki organizator ma „tylko źle”. To znowu trochę jak z ultra – boli, ale przecież jest w tym przyjemność. Są pozytywni ludzie, jest radość na ich twarzach. Jest walka o miejsca na podium i z własnymi słabościami. I w końcu jest duma. Duma, że dokonało się „czegoś”. I… i tak jak w ultra, jak już człowiek odpocznie, to przychodzi apetyt na jeszcze. Ale najpierw trzeba odpocząć…
Dzisiaj minęły dwa tygodnie od zawodów. Chciałem napisać, że od zakończenia zawodów, ale to nie była by prawda. Dzisiaj zamknęliśmy kolejny duży kawałek, ale do pełnego zamknięcia jeszcze trochę. A przecież jako zawodnik już dawno żyłbym następną imprezą. Teraz myślę, że za następną edycję będzie trzeba wziąć się w okolicach marca… bo zawodnik naprawdę widzi tylko skrawek.