Motywator sytuacyjny:
Zegarek pokazuje sześćdziesiątą minutę treningu. Równa godzina, do końca już tylko 20 minut. Już nawet przestały się lać strumienie potu, widać do organizmu dotarło w końcu, że nie warto. Nogi kręcą bez zmian, ale w głowie od dłuższego czasu kołacze się słowo „odpuść”. Nie dlatego, że bolą nogi, a płuca palą – bo tego nie ma. Jest tylko ten głos, który udowadnia bezsensowność tego co robię. No bo durne to przecież – siedzieć w domu i machać pedałami w miejscu.
Na basenie to wyizolowanie działa na mnie pozytywnie – kolejne długości basenu nie powodują nudy, liczy się odległość, a czas jest tylko informacją jak mocno było. I jest ta świadomość, że jak przyspieszę, to skończę szybciej. Na trenażerze jest inaczej – przyspieszasz, a czas biegnie tak samo wolno. A nawet wolniej, bo zmęczenie zaczyna zakrzywiać poczucie czasu. I pedałuje człowiek i kręci ten młynek, a tu ani w przestrzeni, ani nawet w czasie nie chce się przesunąć. Jak jakiś, za przeproszeniem, pieprzony chomik na kołowrotku.
I na co to komu? Przecież i tak wsiądę na rower i kadencja wróci mi do 80rpm. Nie lepiej odpuścić to pedałowanie do wiosny, a skupić się na bieganiu? Przecież mógłbym wtedy dorzucić dwa biegi w tygodniu i bez wątpienia na wiosnę mógłbym się ścigać z takim czy innym Scottem Jurkiem (a co, jak marzyć, to na całego). No przecież…
No przecież wsiadłem ostatnio na ten rower. I depnąłem. Może nie jakoś super, ale uczucie lekkości było wyraźne. No dobra, do formy którą miałem latem brakuje, ale jak porównać to z styczniem rok temu, to niebo a ziemia. I jakoś tak automatycznie redukuję bieg, żeby wejść na wyższe obroty… to może jednak na wiosnę nie będzie trzeba zaczynać od zera?
Tak więc dalej się kręcę w tym moim kołowrotku. Kombinuję z obciążeniami i staram się wydłużać treningi. Obecnie mam cel wysiedzieć dwie godziny w siodełku – zobaczymy, co z tego wyjdzie. Wiem na pewno, że głowę będę miał po czymś takim mocniejszą, nawet jeśli dalej będą się w niej kołatały „głosy”.
Motywator wizualny:
Cóż, takich rowerzystek to raczej o tej porze na drodze się nie znajdzie… ale na wiosnę… no właśnie czekajmy tej wiosny już dziś!
Jej, absolutnie nie przekonuje mnie takie kręcenie w miejscu 🙂 . Ja wiem, że trenować trzeba, a czasami aura nie pozwala na śmiaganie jowejem po drogach, jednak kłóci się to z moją filozofią przemieszczania 🙂 . Może ja staroświecki jestem, bo pokręciłem kilka razy w miejscu na trenażerze, po czym wylądował w garażu, i kurzy się tam aż do dziś 🙂 .
Natomiast w pełni rozumiem Twoje rozterki 🙂 .
Wpis genialny, mega wielka dawka humoru, dawno tak się nie uśmiałem 🙂 . Jesteś MISZCZUNIU 🙂 !
Prawdziwy Sukces polega na tym, że dostajesz to, czego chciałeś :-). Szczęście na tym, że chcesz tego, co dostałeś.
Fajnego masz bloga i ciekawe na nim treści czy na serwerze wszystko sie zmieści ? pięknie frazujesz słowa zmuszasz przy tym do myślenia tym komentarzem życzę powodzenia 🙂
Ten wpis robi wielkie wrażenie, swooją lekkością wprawia w osłupienie, Chciałbym tak Jak ty frazować piękne zdania przyjmij najszczersze gesty wielkiego uznania.
Doceniam to co robisz i to co piszesz. dziękuję Ci za zangażowanie i wkład w społeczność blogową. Trzymaj tak dalej sukces jest na wyciągniecie ręki 🙂
Wiedza i kompetncja płynie z twoich postów inspirują i zmuszają do refleksji. Dzięki Ci za tak bogaty wkład w społeczność blogową. Trzymaj tak dalej Cześć!