Karkonoszman A.D. 2017

Tu Martynka. Mama i Tatko zrobili mi prezent z okazji skończenia 11 tygodnia życia. Zabrali mnie do Czocha i Śnieżki. A było to tak… fot. Bartek Sadowski Tatko był na czas! Na czas dojechał na odprawę! (17:55) i na czas wszedł do wody przed startem! (6:59). I Tatko zasadniczo był w weekend na czas. Tylko…

Czytaj dalej

Młoda Mama traithlonistka – Triathlon IT 2017

To znowu ja, Martynka. Dawno nie pisałam, ale w sumie to nie było o czym, bo Tatko skutecznie unikał startowania. Ale w końcu przyszła impreza, której uniknąć nie mógł. Zwłaszcza, że namówił mamę, żeby też startowała! Rodzice bardzo się bali tego startu. Bali się w zasadzie o wszystko. Nawet o mnie, że nie wytrzymam takiego…

Czytaj dalej

Tata biega… jak umie. Miękinia półmaraton

Wstaliśmy rano i z lekką obsuwą zebraliśmy się do wyjazdu. Znaczy Mama i Tata się zebrali, bo ja spałam. A obsuwa była, bo trzeba było spakować nie tylko mnie ale jeszcze tatę (albo odwrotnie?). Tata mówi, że najgorzej jechać na zawody, które są pod domem, bo wtedy zawsze człowiek myśli, że zdąży, a koniec końców…

Czytaj dalej

Punkt wyjścia

Wrzesień 2016. Bieg IT, dystans 10 kilometrów, jak się później okazało, „prawie”. Ruszam spokojnie, wyprzedza mnie tłum ludzi, ale z każdym kilometrem rozkręcam się coraz bardziej. To ja zaczynam wyprzedzać, a średnie tempo na zegarku sukcesywnie spada, by w końcu przekroczyć granicę 4:00 min/km. Ostatecznie dorzucam do pieca na kilkaset metrów przed metą, łykając jeszcze…

Czytaj dalej

Harda Suka – część II

Wcześniejszą część zmagań na Hardej znajdziecie tutaj Rower Wybiegam ze strefy, obok mnie Gosia biegnie z rowerem na plecach. Szybka zmiana butów i zaczynamy zabawę. Bez zapierniczania, w końcu przede mną cała noc tej zabawy. Pierwsze kilometry nawigacyjnie ok, mimo że na razie nie ma koło mnie Gosi. Mijam wioskę za wioską, a na niebie…

Czytaj dalej

Runda 3: O tym, jak nie dałem się wydymać Hardej Suce

Na wstępie małe wyjaśnienie odnośnie tytułu. Utrzymuje się on w konwencji organizatorów, którzy sami już wspominają, że mają problem z nazwą imprezy. Jeśli dla kogoś zbyt wulgarnie – przepraszam i obiecuję, że sprowadza się to w zasadzie tylko do tytułu. No, może jeszcze do mojego dymania na Ciemniaka… …Późny wieczór, gdzieś po Słowackiej stronie gór….

Czytaj dalej

runda 1 i 2 – dwa zero dla mnie

Zaczęło się. Trzy weekendy, cztery starty. Jeden wariat i support który stara się go utrzymać przy życiu. Pierwsze dwa słowa padły w ostatnich dniach. Runda 1 – Triathlon IT, Powidz, 17 czerwca, piątek Rozgrzewka. Nie zajechać się, to miało być hasło tego dnia. Oczywiście można je sobie wsadzić w… no, ale jak tu nie poszaleć…

Czytaj dalej

Bajka o tym co działo się w marcu

I zrobiła się połowa kwietnia. Osiągam nowe poziomy nie tylko sportowo, ale również jeśli idzie o bycie w niedoczasie. I chociaż w kwietniu już trochę się działo, to na blogu jestem cały czas w marcu. No nic, trzeba ciąć i pisać skrótowo. Tak więc zbierając ten cały bajzel do kupy… ZUK „zlekceważyłeś ten start”. Taki…

Czytaj dalej

Zamieć – odsłona III

„O, jak ładnie” … „O ja pier*** jak tu pięknie” … „O kur**, tu jest zaje** ” Pierwsza runda biegu na Skrzyczne upłynął mi w dużej mierze na przekleństwach. Na szczęście nie były one spowodowane (przynajmniej w tych momentach) tańczeniem na lodzie, czy ostrymi podejściami.  Temperatura na lekkim plusie, lekki wiatr, lekkie słońce. Nawet śnieg…

Czytaj dalej

Małe Ultra – Operacja 11:11

Dużo emocji. I trochę kilometrów na dokładkę. Miałem w zeszłym tygodniu okazję organizować, uczestniczyć i wygrać (choć to ostatnie jest najmniej frapujące) w pierwszym w Brzegu Dolnym ultramaratonie.  O tym, jak wyglądało bieganie przez 11 godzin i 11 minut już napisałem – relacja jednak dla odmiany nie zawisła na blogu, a na serwisie Kingrunner.com –…

Czytaj dalej

XVI Poznań Maraton

11 ukończony maraton. Od pierwszego, we wrześniu 2010, zmieniło się wszystko i nic. Dystans, ból na trasie, nawet muzyka… nawet myśli na trasie idą w tych samych kierunkach… I tylko czasu na trasie trochę mniej się spędza. Tym razem na zawody pojechaliśmy aż w cztery osoby – liczebność dawno już u mnie niespotykana. Do samochodu…

Czytaj dalej