Nowy Rok – czyli plany na sezon 2024

Jak co roku o tej porze kalendarz Mistrzostw Polski zaskoczył triathlonistów niczym zima kierowców, w styczniu. Jak co roku muszę trochę ponarzekać, bo związek stwierdził sobie, że mistrzostwa polski na połówce najlepiej zorganizować na pierwszym triathlonie rozgrywanym w sezonie, a co ? Jak się bawić to się bawić, najwyżej ktoś nie wynawiguje na boję i…

Czytaj dalej

Biegowy weekend – czyli po co komu jesień.

Wrzesień to dla wielu koniec sezonu triathlonowego czy kolarskiego, możecie zastanawiać się, co robią ze sobą zawodnicy po zakończeniu sezonu. Część ma zasłużony odpoczynek i czas na inne hobby, ale są i tacy zawodnicy, którym wiecznie mało. I to właśnie im z pomocą przychodzą zawody biegowe 😉 W Polsce biegi odbywają się cały rok, od…

Czytaj dalej

O organizacji imprez sportowych raz jeszcze

W końcu odzyskałem bloga (tak, naprawdę miałem poczucie utraty go w ostatnich miesiącach). Szata graficzna przeszła kolejną zmianę (cieszę się że w stronę tak lubianego przeze mnie minimalizmu), ale co ważniejsze zaczęły działać wszystkie potrzebne „bebechy” niezbędne do dalszego funkcjonowania tego miejsca. Zuza, Marta, Arek – dziękuję za kawał roboty który tu zrobiliście w zasadzie…

Czytaj dalej

Kowar Bike Maraton – masakra żółtodzioba

Jak dobrze być w czymś nowicjuszem – wtedy nawet srogi łomot może być dobrą lekcją i sporym krokiem naprzód. Ale od początku… Kilka miesięcy temu dałem się namówić Pawłowi na zmianę dyscypliny i przesiadkę z szosy na MTB. Jako że w dotychczasowym sporcie zaliczam kolejne warstwy dna (i mułu), pomysł wydawał mi się niegłupi, zresztą…

Czytaj dalej

To już piąty raz… Operacja 11:11 2019

Muszę powiedzieć, że idzie mi to coraz sprawniej – tegoroczna edycja Operacji 11:11 nie była może „idealna”, ale do tego ideału niewiele już zabrakło, przynajmniej patrząc od strony organizacji. A i mój wynik sportowy, bo przecież występowałem w dwóch rolach, był przynajmniej „zadowalający”. Operacja nie jest dużą imprezą, nie ma sztabu organizatorów, dużego budżetu, czy…

Czytaj dalej

V Bieg w Naturze

Pierwszy raz od sam nie wiem kiedy udało mi się dotrzeć na start. W ostatnią sobotę miałem przyjemność (tak, właśnie przyjemność!) sponiewierać się w błocie, deszczu i chłodzie Wołowskich lasów na V Biegu w Naturze Nadleśnictwa Wołów. Pierwszy raz od wielu miesięcy miałem podjąć próbę przebiegnięcia dwudziestu (z górką) kilometrów, a wspomniana Natura nie zamierzała…

Czytaj dalej

Operacja „Dzień Ojca”

Wszystko zaczęło się na początku czerwca, w sumie to jak zawsze – szybciej zadziałałem niż pomyślałem: Nie kłamałem – naprawdę bardzo chciałem. To co teraz napiszę jest bardzo niepolityczne i zalatuje fanatyzmem, ale taka jest prawda. Brakowało mi poniewierki związanej z ultra. Tego stanu, w którym twój własny organizm wysyła ci zapytanie, czy aby na…

Czytaj dalej

Karkonoszman po raz piąty

Gdy o 6:00 w aucie zadzwonił budzik, nie poczułem klasycznego dla mnie rozdrażnienia. Przez głowę nie przelatywały myśli w stylu ” po jaką cholerę to robię?” czy „mogłem być teraz w domu”. Gdy otworzyłem oczy, miałem jasno postawione zadanie na ten dzień – ukończyć zawody w limicie i utrzymać status „All Finisher’a”. I gdy wysiadłem…

Czytaj dalej

Ultrakotlina – jak się bawić, to się bawić

Od zeszłego weekendu minął zaledwie tydzień, ale w mojej głowie Ultrakotlina odbyła się jakiś miesiąc temu. Życie po raz kolejny nabrało rozpędu, w ciągu tygodnia trudno mi znaleźć czas na myślenie, o pisaniu nie wspominając. Ale optymizm który znalazłem przed wyjazdem na Kotlinę pozostał. Nie planowałem w tym roku udziału w Przejściu. Dalej uważam, że…

Czytaj dalej

Kareta Pików i Trójka Waletów – Ultrajanosik 2017

Czas leci, emocje opadają. Od Janosika minął już tydzień i mogę na wszystko spojrzeć z większym dystansem. Karkołomna podróż w Tatry wydaje się być ledwie drobną niedogodnością, a złość na organizatora wyparowała praktycznie do zera, zostawiając tylko wspomnienia niesamowitej trasy. Gdyby wszystkie przygody zostawały w głowie w takiej formie… Tak czy owak, do relacji mogę…

Czytaj dalej

Baw się dobrze – Gdynia IM 2017

Siedzę i popijam bezalkoholowego Lecha o smaku mięty (rozdawali czteropaki na mecie w Gdyni i choć nie przepadam za piwem, to ten smak już zawsze będzie dla mnie smakiem znad morza). Stukam w klawiaturę. Nogi bolą, reszta ciała w sumie też. Układ trawienny już powoli ogarnął, że jest po imprezie. I jak to po dobrej…

Czytaj dalej