Wpis po trochę o wszystkim

Dawno nic nie pisałem. Doba jest kurcze za krótka – pracy nie rzucę, czasu spędzanego z rodziną poświęcać nie chcę, bo i tak go mało, a jak już uda się coś wyrwać, to wolę wyjść na trening, zamiast siadać do pisania.

Walczę z tym niedoczasem, jak umiem – zacząłem wykorzystywać na trening lukę czasową, którą mam po pracy. W święta, zamiast wyluzować, spróbowałem wycisnąć ile się dało z chwili wolnego. Próbuję ponownie wykorzystać drogę do pracy jako czas na trening, ale z tym na razie idzie opornie… Do tego staram się patrzeć chociaż kilka dni wprzód, żeby optymalniej układać plan dnia pod kątem treningów. I widać już efekty – od września z każdym miesiącem udaje mi się coraz więcej czasu spędzać na treningach. Cieszy mnie to podwójnie, biorąc pod uwagę, że startów teraz tyle co kot napłakał, więc są to faktycznie wytrenowane godziny. Liczę, że styczniu skok będzie jeszcze bardziej widoczny.

makitaInwestycja w przyszłe wspólne wybiegania, połączona z spędzaniem czasu z rodziną.

No właśnie, styczeń – czas podsumowań i czas planów. Kajania się, chwalenia, jak również postanowień. A ja… ja nie mam się ani czym chwalić (poza jednym wyjątkiem, patrz niżej), ani po co kajać… a nawet nie mam postanowień noworocznych. Od dawna poświęcam treningom tyle, ile mogę, wyników w które mierzę nie mam, a z zeszłego roku jestem zadowolony, mimo, że nie było fajerwerków.

Ale to nie tak, że nie mam planów. Oh, plany są i to niemałe. Na pierwszy ogień idzie Zamieć, 24h biegania po górskiej pętli. Zawody rozegramy we dwóch, razem z Pawłem. Nastawiamy się na spokojne, ale wymagające bieganie, a ja po cichu liczę na trudne warunki, które przygotują mnie do marcowego ultra w Karkonoszach. Tam już nie będzie oszczędzania się, ale Borman zapowiedział mi jakiegoś szampana, jak dotrę do mety :).
Oba starty traktuję jako przygotowanie górskie do Karkonoszmana. Jest tylko mały szkopuł – trzeba mieć trochę szczęścia w losowaniu, żeby w ogóle wystartować. No, ale trzymam kciuki i nie ustaję w treningach. A zrobiona siła i tak nie pójdzie na marne.

I na koniec jeszcze o tym chwaleniu się. Bo pod koniec roku dostałem coś, co sprawiło, że opadła mi kopara. Będziecie mogli to zobaczyć w ramach trzech artykułów o motywacji do treningów. Trzech, bo rzecz o triathlonie będzie. Ale myślę, że i nie-triathlonistom się spodoba, bo będzie na co popatrzeć. Mam nadzieję, że wzbudziłem waszą ciekawość? 😉

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *